piątek, 9 września 2011

Las Vegas

Hotel "Paris Las Vegas" jest olbrzymi, oczywiście w stylu francuskim. Na parterze oprócz rejestracji przyjezdnych są sklepy, restauracje i kasyna. Całość ma tworzyć wrażenie miasteczka francuskiego i całkiem nieźle tworzy, zwłaszcza po zmroku. Sami zobaczcie... Czy to wygląda na parter w hotelu? Czy niebo wygląda na pomalowany sufit?








W internecie hotel sprawiał wrażenie ekskluzywnego, można było się spodziewać eleganckich ludzi. sugerowała to również cena 240 dolarów obniżona promocyjnie do 60. Nic bardziej błędnego. Przewijają się tu tłumy turystów ubranych jak w wakacyjnym kurorcie. Do "Paris Las Vegas" przyjeżdża codziennie na pewno kilka tysięcy osób. To fabryka, gdzie większość czynności jest zautomatyzowana. W pokoju jest na przykład minibar, w którym pod każdą butelką jest czujnik. Bierzesz butelkę i kwota automatycznie obciąża twoją kartę kredytową.
Na wstępie robimy odprawę online na jutrzejszy lot. Będziemy wsiadać w kolejności dokonywania odpraw, więc jeśli chcemy siedzieć razem, trzeba to zrobić możliwie wcześnie (maksimum 24 godziny przed lotem). W hotelu są automaty z internetem i drukarką, głównie do tego celu. Trzeba zapłacić minimum pięć dolarów - kilka tysięcy turystów musi to zrobić codziennie...

Odświeżamy się po wędrówkach przez Dolinę Ognia i zaczynamy zwiedzanie. Trochę zapoznajemy się z hotelem, potem ruszamy dalej. Przed naszym hotelem stoi replika wieży Eiffla, z restauracją u góry, w skali 1:2. Jesteśmy w samym centrum Vegas, gdzie jeden wielki hotel przylega do drugiego a neony rozświetlają noc. Z dwudziestu największych hoteli na świecie siedemnaście jest w Vegas! Każdy z nich przynosi dochód nie tyle z pokoi, ile z hazardu. Kasyna są olbrzymie, w każdym z nich tysiące możliwości gry: automaty, ruletka, black jack, dziwne odmiany pokera (z krupierem)... Setki krupierów, wszystko pod czujnym okiem kamer. Rzadko spotyka się sale do prawdziwego pokera, gdzie siedzą gracze o nieprzeniknionych twarzach. Ciekawe, jak kasyno zarabia na nich? Może trzeba zapłacić za miejsce przy stole?
Kelnerki ubrane w skąpe stroje (co w przypadku tych na krótko przed emeryturą nie zawsze jest gustowne) roznoszą drinki. I masa ludzi, którzy się bawią z nadzieją, że szczęście się do nich uśmiechnie...

By ściągnąć klientów, hotele licytują się w atrakcjach. Nasz "udaje" Francję. Kawałek dalej jesteśmy w Wenecji. Można popłynąć gondolą i posłuchać pieśni gondoliera. Jest imitacja pałacu cezara, Egipt... Dodatkowo kasyna przyciągają światłem i dźwiękiem - oglądamy wybuchy wulkanów, pokaz podświetlanych fontann... I pomyśleć, że wszystko to opłacają turyści, głównie pieniędzmi zostawionymi w kasynach...
















Ulice są pełne, głównie turystów. Jest gorąco mimo nocnej pory, to przecież pustynia. Oprócz turystów są tu ludzie usiłujący zapracować na życie - można posłuchać muzyki, sfotografować się z Marylin Monroe lub Elvisem, kupić butelkę wody... Mnóstwo ludzi wtyka do rąk ulotki z fotografiami nagich dziewczyn z numerami telefonów. Jest głośno i gwarno. Fajna atmosfera do zabawy, ale na dłuższą metę jest to nużące, zwłaszcza po kilku dniach pobytu w bardzo spokojnych miejscach.






Chodzimy i oglądamy, jemy kolację w którymś z barów, w innym pijemy piwo. Przydałoby się więcej przyjaciół, to nie jest atmosfera do zabawy we dwoje. Hazard mnie nigdy nie pociągał, najniższa stawka w ruletce to 10 dolarów (przynajmniej tam, gdzie chodziliśmy). Gra przy automatach jest dużo tańsza, ale siedzenie i naciskanie za swoje pieniądze w kółko jednego guzika odpycha mnie. Pewnie w większym towarzystwie dałbym się namówić na stratę kilkudziesięciu dolarów, ale tylko z Grażyną nie mam na to ochoty. Może wpływ ma tu też zmęczenie z całego dnia, to dziś byliśmy przecież w Dolinie Ognia. Fajnie było zobaczyć Vegas, jest to naprawdę przeżycie, ale nie jesteśmy ludźmi kochającymi ten sposób rozrywki. Wracamy do naszego hotelu i grzecznie idziemy spać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz